czwartek, 20 sierpnia 2015

Nie taki zwykły...olej rzepakowy

Na początku chciałam Was przeprosić za dłuższą nieobecność tutaj. Różnorodne obowiązki sprawiły, że umykał mi czas, by przygotować dla Was coś wartościowego, ale obiecuję poprawę :)


Oliwa na dobre zadomowiła się w naszych polskich kuchniach. Oczywiście jest to bardzo dobry znak, że nasze nawyki żywieniowe ewoluują, a polska kuchnia nabiera nieco innego, lżejszego wymiaru. Oliwa (z oliwek) jest przecież zdrowa, wartościowa i oczywiście świetnie smakuje. Niemniej jednak, chciałam dzisiaj zwrócić Waszą uwagę na nasz typowo polski olej, który zarówno jak oliwa z oliwek zasługuje by coraz częściej gościć na naszych stołach!



Olej rzepakowy jest uznawany za jeden z najzdrowszych olejów, często nazywany nawet oliwą północy. Jego doskonałe właściwości zdrowotne bywają jednak często niedoceniane. Kiedyś do produkcji oleju rzepakowego wykorzystywano odmiany bogate w szkodliwy dla zdrowia kwas erukowy. W latach 50 odkryto, iż kwas ten stanowi około 50% oleju rzepakowego. Dodatkowo ówczesna odmiana rzepaku bogata była również w związki siarkowe, przez które wyprodukowany olej posiadał niezbyt przyjemny zapach oraz smak. To poniekąd właśnie stąd niepochlebna opinia o tym oleju. Dziś jednak do produkcji stosuje się odmiany o bezpiecznej (0-2%) zawartości kwasu erukowego. To co niezwykle cenne w oleju rzepakowym to zawartość w odpowiednim stosunku nienasyconych kwasów tłuszczowych omega 3 i 6. Idealnie jest gdy stosunek ten wynosi 1:2 czyli gdy kwasów omega 3 jest o połowę mniej niż omega 6. Dla porównania w oliwie stosunek ten wynosi 1: 10 a w słonecznikowym 1:126. Jak widzicie różnica jest spora. Olej rzepakowy jest również bogaty w kwas oleinowy, który skutecznie wspomaga w walce z tzw. złym cholesterolem. Wspomaga przyswajanie witamin rozpuszczalnych w tłuszczach (A,E,K) oraz stanowi ich dobre źródło . Olej rzepakowy dzięki wymienionym substancjom wspiera nie tylko nasz układ krwionośny ale także wpływa na prawidłową pracę i rozwój naszego mózgu oraz reguluje przemianę materii.



Jednak by olej zachował swoje cenne właściwości musi zostać odpowiednio wyprodukowany. Przyjrzyjmy się zatem jakie rodzaje oleju rzepakowego możemy zakupić w sklepie.


olej rzepakowy rafinowany to olej najbardziej popularny, dostępny nawet w niewielkich osiedlowych sklepach. Jest to produkt uzyskany z nasion tłoczonych w wysokiej temperaturze. Prażenie nasion oraz tłoczenie na gorąco wpływa korzystnie na wydajność procesu technologicznego oraz na odporność uzyskanego oleju w przypadku procesu utleniania. Niestety podczas procesu tłoczenia na gorąco z nasion rzepaku wydzielają się składniki niepożądane np. chlorofile lub związki siarkowe dlatego taki olej musi zostać poddany zabiegowi rafinacji. Niestety w wyniku rafinacji wraz z niekorzystnymi składnikami usuwane są też te wartościowe. Pewnie część z Was słyszała opinie o szkodliwym dla naszego zdrowia wpływie rafinowanego oleju. Jest w tym oczywiście ziarno prawdy, natomiast wpływ jest ten w rzeczywistości znikomy. A o co obecnie oskarża się olej rzepakowy? Aby lepiej to wyjaśnić najpierw w skrócie opiszę w jaki sposób olej rzepakowy rafinowany jest produkowany. 

W pierwszej kolejności nasiona są oczyszczane a następnie rozdrabiane.  By zwiększyć wydajność procesu nasiona są podgrzewane, a następnie poddawane procesowi tłoczenia oraz ekstrakcji. To kluczowy element procesu podczas, którego dochodzi do zwiększenia ciśnienia oraz temperatury do 160°C. Podwyższona temperatura przyczynia się do zwiększenia efektywności procesu produkcyjnego, ale tym samym do produktu z nasion dostają się składniki niepożądane. Wobec tego olej poddaje się rafinacji czyli oczyszczeniu. W pierwszej kolejności następuje odśluzowanie (usunięcie wszelkich śluzów oraz białek) później odkwaszanie (usunięcie wolnych kwasów tłuszczowych) następnie bielenie (usunięcie barwników nadających ciemną barwę poprzez zastosowanie węgla aktywnego, ziemi bielącej lub tlenku glinu) oraz dezodoryzacja (usunięcie zapachu poprzez destylację parą wodną). Taki olej jest pozbawiony zapachu oraz smaku i charakteryzuje się klarowną jasnozłocistą barwą. Jest on niestety pozbawiony większości korzystnych dla naszego zdrowia składników. To właśnie jest główny zarzut stawiany olejom poddanym rafinacji. Jednak dzięki temu, że jest oczyszczony nadaje się do smażenia, ponieważ charakteryzuje się wysoką temperaturą spalania. Oczywiście wciąż zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe.




oleje tłoczone na zimno są droższe, ponieważ wydajność produkcji jest znacznie mniejsza. Oleje tłoczone na zimno to bardzo wartościowe produkty pod warunkiem, że w procesie rafinacji nie zostały zanieczyszczone chemicznie oraz są bezpieczne mikrobiologicznie np. nie zawierają mikotoksyn. Proces produkcji takiego oleju jest bardzo prosty oraz stosowany od wielu lat i polega po prostu na poddawaniu ziarna prasie w wyniku czego wydobywa się z niego olej. Taki produkt tłoczony na zimno, nierafinowany to bogactwo witaminy E oraz jedno 

i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Zimnotłoczony olej ma o wiele krótszą datę ważności do spożycia ponieważ zdecydowanie szybciej zachodzą w nim procesy utleniania, które w swym skutku prowadzą do otrzymania zjełczałego produktu. Taki produkt absolutnie nie nadaje się już wtedy do spożycia i wręcz jest szkodliwy dla zdrowia. W przypadku oleju zimnotłoczonego warto kupować go u zaufanego sprzedawcy, gdzie mamy pewność, że nie leżał zbyt długo na oświetlonej półce sklepowej oraz że wyprodukowany został przez producenta przestrzegającego obowiązujących standardów (w tym przypadku niestety zdani jesteśmy na uczciwość zarówno producenta jak i sprzedawcy). Olej zimnotłoczony nierafinowany charakteryzuje się głębokim, złożonym, delikatnie słodkim, nieco orzechowym smakiem oraz zapachem. Mi osobiście w zapachu przypomina orzeszki ziemne. Barwa jest ciemnozłota, nieklarowna. Uwaga, taki olej nie może być brązowy, zbyt ciemna barwa świadczy, że produkt nie jest już pierwszej świeżości



olej z pierwszego tłoczenia to dla nas informacja, że ziarna z których pozyskiwany jest olej były tłoczone tylko raz. Absolutnie nie oznacza to, że był on tłoczony na zimno i najczęściej na opakowaniu można odnaleźć informację, że produkt owszem jest z pierwszego tłoczenia ale rafinowany, co zresztą widać po jego barwie.

Przechowywanie:
Wszystkie oleje ze względu na zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych powinniśmy przechowywać w zamkniętych opakowaniach oraz ciemnych pomieszczeniach lub w szafkach. Jeśli mamy taką możliwość wybierajmy w sklepie te oleje, które są w ciemnym i najlepiej szklanym opakowaniu. Nie przechowujmy też oleju w miejscu gdzie jest narażony na wyższą temperaturę. Te zasady dotyczą przede wszystkim olejów nierafinowanych, w których procesy jełczenia zachodzą znacznie szybciej niż w oczyszczonych odpowiednikach.

Mieliście już kiedyś okazję próbować oleju rzepakowego tłoczonego na zimno? Jeśli nie to mam nadzieje, że zaciekawiłam Was tym tematem i jak tylko będziecie mieć taką możliwość koniecznie go spróbujcie. Gwarantuję, że smak Was zaskoczy :)

źródło zdjęć: 1,2,3,4



środa, 29 kwietnia 2015

Grillowanie czas zacząć!

Majówka już za pasem, a co za tym idzie sezon grillowy w pełnym rozkwicie! Wyciągamy lekko przykurzony po zimie sprzęt i ruszamy w plener, by w pełni oddać się ulubionej letniej rozrywce, przez niektórych nazywaną nawet sportem narodowym :)
I cóż się dziwić, grillowanie to przecież i smaczny i szybki sposób na przyrządzenie obiadu lub imprezy, a przy okazji doskonały pretekst do spędzenia wspólnych chwil w gronie najbliższych i przyjaciół :)




O atutach grillowania nie muszę nikogo przekonywać, warto jednak poznać kilka zasad jak zorganizować imprezę na świeżym powietrzu, by była nie tylko smaczna ale i zdrowa. Wszystkich zainteresowanych zapraszam dalej :)

Zacznijmy od początku, no prawie od początku ponieważ zakładam, że sam sprzęt do grilla już macie. Grillować przecież można na wszystkim, a wszelkie bajery związane z samym urządzeniem pozostawię jednak ekspertom w tej dziedzinie. Jeśli natomiast chodzi o wybór tego na czym najlepiej grillować do wyboru mamy albo węgiel drzewny, brykiet lub po prostu drewno. Najłatwiej dostępny jest węgiel drzewny jednak bardzo szybko się wypala oraz daje dużo ciepła przez co potrawy szybko mogą zostać spalone. Znacznie bardziej wydajny będzie brykiet ponieważ jego struktura jest bardziej zwarta przez co dłużej się nagrzewa, ale również dłużej trzyma ciepło. Przy jego użyciu możemy uzyskać wysoką temperaturę, która będzie się utrzymywać dłuższy czas, dzięki czemu będzie możliwe upieczenie nawet większych kawałków mięsa. Przy wyborze brykietu, warto sprawdzić czy spełnia niezbędne normy (np. EN 1860-2), by mieć pewność, że jest on odpowiednio oczyszczony i nie zawiera substancji toksycznych mogących przenikać do żywności. Jeśli jesteśmy szczęściarzami i mamy dostęp to suchego drewna to oczywiście przy jego użyciu uzyskamy najsmaczniejsze potrawy. Jest to również w pełni naturalna metoda, także w tym przypadku nie musimy obawiać się przenikania do żywności toksycznych substancji. Ważne natomiast jest, by do tego celu używać jedynie drewna z drzew liściastych, ponieważ iglaste zawierają olejki eteryczne, które w wyniku spalenia mogą okazać się toksyczne. Jeśli chodzi o rozpałkę, najlepiej wybierać oczywiście tą ekologiczną wykonaną z płyty drzewnej i nasączaną parafiną. To co jest naaaajważniejsze w przypadku użycia podpałki : musi się dobrze wypalić zanim położymy na grillu jedzenie oraz nie należy jej dokładać w trakcie gdy potrawy już znajdują się na grillu. Jeśli nie mamy rozpałki, możemy wykorzystać nawet papier, ale uwaga nie może być on zadrukowany.

Przed przystąpieniem do grillowania, urządzenie oraz ruszt należy dokładnie wyczyścić, tak by wypalone resztki po poprzednim grillu nie zatruwały przyrządzanych potraw. Generalnie najlepszym rozwiązaniem jest stosowanie perforowanych aluminiowych tacek lub po prostu folii aluminiowej, tak by potrawa nie miała bezpośredniego kontaktu z rusztem, a tłuszcz z niej wytapiający się w jak najmniejszym stopniu skapywał na węgiel. Spalony tłuszcz, zwłaszcza z zakonserwowanego przez producentów mięsa to naprawdę toksyczna bomba. W wyniku kontaktu tłuszczu z rozżarzonym węglem drzewnym powstają wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, bardzo szkodliwe oraz rakotwórcze dla człowieka.




Jeśli chodzi o wybór mięsa, wybierajmy te jak najmniej przetworzone czyli najlepiej po prostu czyste, świeże kawałki mięsa np. pierś z kurczaka lub skrzydełka. Wcześniej zamarynowane przez producenta mięso, wbrew obiegowej opinii wcale nie musi być nie pierwszej świeżości. Część z producentów chce po prostu ułatwić nam życie lub tym zabiegiem znacznie podnieść cenę danego produktu. Zwracajcie tylko uwagę na datę przydatności do spożycia oraz na skład.Musi być naturalny czyli sam olej, ocet, przyprawy i zioła. Jeśli mięso zostało zakonserwowane np. w saletrze podczas pieczenia na grillu z pewnością powstaną rakotwórze nitrozoaminy. Uważać natomiast trzeba na mięso przyprawione lub zamarynowane sprzedawane bez opakowania, za ladą na dziale mięsnym w supermarketach. Takie mięso rzeczywiście może nie być zbyt świeże, a sprytny sprzedawca ten brak świeżości stara się zatuszować toną wszelkiego rodzaju przypraw. Po za tym nie znamy daty jego przydatności do spożycia, a warunki higieniczne często pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli decydujemy się na zakup kiełbasy, również oceńmy jej jakość. Jak to zrobić już podczas zakupów? Po pierwsze najbardziej oczywiste czyli czytanie składu... ile jest mięsa w mięsie, czy kiełbasa zawiera mięso oddzielane mechanicznie i jak duży jest dodatek substancji konserwujących. Właśnie na te trzy elementy powinniśmy zwracać przede wszystkim uwagę. Spokojnie możemy kierować się również ceną. Dobra kiełbasa musi swoje kosztować. Słyszałam kiedyś, że aby wyprodukować kilogram kiełbasy i wyjść z produkcją na "0" kiełbasa nie może kosztować mniej niż 13 zł/kg a przecież nikt nie chce pracować dobroczynnie. Możemy, więc przyjąć, że wszystkie kiełbasy poniżej 15 zł/kg nie są warte naszego podniebienia :)

To co bardzo ważne podczas grillowania to unikanie spalonych potraw... takie produkty należy po prostu wyrzucić lub jeśli jakaś część pozostała jedynie odpowiednio wysmażona możemy spaleniznę po prostu odkroić. Tutaj apel dla wszystkich miłośników spalonych kiełbas! Taka kiełbasa naprawdę może Wam jedynie zaszkodzić i jeśli od razu nie zobaczycie jej negatywnych skutków w postaci niestrawności to pamiętajcie, że spalone mięso jest bardzo rakotwórcze.




Wszystkich nie przekonanych zwolenników i wiernych wyznawców kiełbasy z grilla chciałam zachęcić do spróbowania ryb oraz warzyw! Z grilla smakują naprawdę świetnie, są zdrowsze, a do tego stanowią doskonałe urozmaicenie. Rybę polecam po porządnym przyprawieniu zawinąć w folię aluminiową i w ten sposób położyć na grillu. Natomiast warzywa (świetnie sprawdzą się cukinia, kukurydza szparagi i papryka) dobrze jest wcześniej zamarynować w odrobinie oleju oraz ziołach i ugrillować na aluminiowych tackach. Jako deser z kolei proponuję albo grillowanego świeżego ananasa lub upieczone w skórce banany. Skórkę można delikatnie naciąć, a do środka włożyć kilka kostek czekolady... uwaga efekt jest naprawdę przepyszny!

To chyba wszystkie najważniejsze informacje dotyczące zdrowego grillowania :) Mam nadzieję, że wykorzystacie powyższe rady w nadchodzącym letnim sezonie. Nie wiem jak Wy, ale ja nabrałam już sporej ochoty na grilla... ważne jednak, by grillować z głową i cieszyć się nie tylko smacznym ale również zdrowym posiłkiem. A może ktoś z Was już rozpoczął sezon grillowy? Życzę Wam udanej majówki i wieluuu smacznych grillowych imprez, a sama uciekam się pakować na mój wyczekany majówkowy wyjazd!

Źródło zdjęć: 1,2,3



środa, 1 kwietnia 2015

Świąteczne jajo

Zbliżają się święta wielkanocne, których nieodłącznym elementem są oczywiście jaja. Zajadamy się nimi w najróżniejszych odsłonach w ilościach hurtowych. Nawiązując do świątecznej tradycji tym razem chciałam opowiedzieć Wam kilka słów właśnie o jajach, które na wielkanocnych stołach symbolizują nowe życie.
Co w sobie kryją i jak wybrać te dobrej jakości? Zachęcam do czytania, zwłaszcza tych, którzy są jeszcze przed wielkanocnymi zakupami!





Zacznę od tego, że jajka to przede wszystkim doskonałe źródło pożywienia. Zwierają dobrze przyswajalne białko w tym niezbędne aminokwasy egzogenne, witaminy  A, D, E, K oraz z grupy B, składniki mineralne, lecytynę oraz wspierające układ wzrokowy: zeaksantynę oraz luteinę. Najlepiej przyswajalne przez nasz organizm są tzw. jajka na miękko, gdzie białko jest ścięte ale żółtko nadal płynne. Żółtko bez względu na to czy jest ugotowane czy surowe ma podobny stopień strawności i przyswajalności, natomiast surowe białko jest dużo ciężej strawne oraz mnie przyswajalne niż białko ścięte. Nie należy zbyt długo gotować jaj ponieważ powoduje to utratę witamin oraz obniżenie się wartości odżywczej. Ponadto zawarte w jajku siarka oraz żelazo wytrącają się i tworzą wokół żółtka charakterystyczną zieloną obwódkę. Te składniki już niestety nie zostaną wykorzystane przez nasz organizm.



Pomimo tego, że jajo to produkt w 100% naturalny, nawet przy jego wyborze w sklepie należy kierować się kilkoma przydatnymi wskazówkami.
Po pierwsze przy zakupie zwracajmy uwagę na to gdzie przechowywane w sklepie są jaja. Oczywiście nasze babcie nie posiadając kiedyś lodówek trzymały jajka w temperaturze zbliżonej do temperatury pokojowej. Jednak dzisiaj nie stanowi problemu, by jaja w sklepach były przechowywane w chłodniach. Takie jaja zdecydowanie dłużej zachowają swoją świeżość. Jeśli jesteście fanami potraw, kremów lub sosów na bazie surowych jaj zwracajcie szczególną uwagę, by poza warunkami chłodniczymi jaja były przechowywane jak najkrócej. W temperaturze pokojowej pałeczki salmonelli, które statystycznie są obecne w co 10 jajku rozwijają się w tempie błyskawicznym, co 20 minut powiększając swoją liczebność dwukrotnie. Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że surowych jajek powinny wystrzegać się kobiety w ciąży i karmiące oraz oczywiście dzieci.

Zanim opakowanie wyląduje w naszym koszyku, sprawdźmy czy zawartość nie jest popękana lub rozbita. Oceńmy również czystość jaj. Jeśli jajka są obklejone sami wiecie czym, jest to dla nas sygnał, że na fermie nie panują zbyt czyste warunki. Kura podczas znoszenia jaja nie ma możliwości, by go ubrudzić sami wiecie czym. Jajo brudzi się dopiero po kontakcie z podłożem. Co ciekawe podobno zdarzają się sytuacje, że pracownicy celowo brudzą jaja sami wiecie czym, po to by wyglądały bardziej naturalnie i swojsko... Zapewne to jakieś mądre badania wykazały, że "miastowe" takie bardziej preferują :] No cóż o gustach się nie dyskutuje.

Producenci stosują również oznaczenia wielkości:

  • "S" to jajka małe, których gramatura nie przekracza 53 g
  • "M" to jajka średniej wielkości o gramaturze od 53 do 63 g
  • "L" to duże jajka o gramaturze od 63 do 73 g
  • "XL" to jajka sporej wielkości o wadze powyżej 73 g
Morał z tego taki, że 6 jajek 6 jajkom nie równy i takiej samej jajecznicy z nich nie zrobimy. Dlatego warto zwracać uwagę na stosunek ceny do wielkości. Ponadto wybierajmy produkty polskiego pochodzenia. Zawsze warto wspierać polską gospodarkę, a i my na tym skorzystamy ponieważ jaja będą świeższe czyli smaczniejsze
i bardziej wartościowe.



Nie tylko oznaczenia wielkości powinny nas interesować. Na każdym jaju znajdziemy nabitą pieczątkę z numerem np. 3-PL-12345678. Ostatni ciąg cyfr jest dla nas mało istotny i oznacza weterynaryjny numer identyfikacyjny fermy. Literki to oczywiście skrót nazwy państwa czyli szukamy PL. To na co powinniśmy zwracać uwagę w tym kodzie to przede wszystkim pierwsza cyfra. Im niższa tym lepiej i dla nas i dla kur. Co zatem oznacza?

  • "0" - chów ekologiczny czyli kury z owego chowu mają niczym nie ograniczony dostęp do wybiegu oraz świeżego powietrza i karmione są paszą posiadającą certyfikat ekologiczny.
  • "1" - chów wolnowybiegowy - kury hodowane w ten sposób mają dostęp do wybiegu w ciągu dnia natomiast na noc są zamykane w kurnikach lub klatkach.
  • "2" - chów ściółkowy - kury żyją w zamkniętych warunkach, bez dostępu do świeżego powietrza, ale mają możliwość w miarę swobodnego poruszania się oraz posiadają dostęp do grzęd.
  • "3"- chów klatkowy - obecnie niestety najbardziej popularny. Kury hodowane są w klatkach stojących jedna na drugiej, nie mając przy tym nawet jednolitego podłoża a jedynie kraty. W takich warunkach, kury nie mają najczęściej nawet możliwości odwrócenia się i by wzajemnie się nie stratowały przycinane są im skrzydła oraz przypalane dzioby. Jedzenie podawane jest w sposób sztuczny.
Jak widzicie od tych niepozornych numerków, na które tak rzadko zwracamy uwagę zależy w tak ogromny stopniu los zwierząt. Pamiętajmy, że to my kształtujemy rynek i od tego jakich wyborów będziemy dokonywać takie produkty producenci będą zmuszeni nam dostarczać. Jeśli kogoś nie przekonałam argumentem warunków hodowlanych to zwrócę jeszcze uwagę, że jaja z chowu ekologicznego i wolnowybiegowego są znacznie zdrowsze, zawierają więcej kwasów tłuszczowych omega 3 i mniej niezdrowego cholesterolu. I są po prostu o wiele smaczniejsze! Osobom, które ze względów finansowych nie są w stanie kupować "0" lub "1" polecam jaja ściółkowe, którą są jedynie nieznacznie droższe od jaj z chowu klatkowego.


Po zakupie, jajka przechowujemy w lodówce, najlepiej w przeznaczonym do tego miejscu czyli najczęściej na drzwiach. Warto pamiętać, że jajek przed włożeniem do lodówki nie myjemy, ponieważ zmywamy wtedy warstwę ochronną jajka.W takim wypadku jaja szybciej tracą świeżość oraz istnieje większe ryzyko przenikania do ich wnętrza mikrobów.

Jeśli chcemy ocenić świeżość jaj, w sklepie sprawdźmy po prostu datę ważności. W domu świeżość jaj możemy sprawdzić albo poprzez zanurzenie całego jaja w pojemniku z wodą (jeśli pozostanie na dnie jest jak najbardziej świeże) lub rozbijmy i oceńmy wizualnie : świeże jajo posiada białko przejrzyste, zwarte i przylegające do żółtka, a żółtko jest gładkie, kuliste i bez przebarwień. Po rozbiciu jajka warto spojrzeć do wnętrza skorupki. Na jednym z jej wierzchołków znajduje się komora powietrzna, która im jajo jest starsze jest większa. To właśnie z tego powodu stare jaja nie opadają na dno w naczyniu z wodą.

To chyba wszystkie najważniejsze informacje jakie powinniście przeczytać zanim udacie się na świąteczne zakupy. Mam nadzieję, że post okaże się dla Was przydatny!



A ja już teraz chciałam życzyć wszystkim moim czytelnikom radosnych, zdrowych, rodzinnych i oczywiście smacznych świąt! I by pogoda nieco bardziej nas rozpieszczała niż w ostatnich dniach! Wesołego jajka ;)


poniedziałek, 9 marca 2015

Wiosenne przesilenie - jak dodać sobie energii

Wiosenne przesilenie to dla naszego organizmu jeden z trudniejszych okresów w ciągu roku. Jesteśmy zmęczeni zimą, wszelkiego rodzaju infekcjami, małą ilością warzyw i owoców oraz jeszcze mniejszą ilością słońca i świeżego powietrza. Pewnie większość z Was się ze mną zgodzi, że właśnie w marcu ciężko o wysoką wydajność, koncentrację oraz brak poczucia senności.
Jednak, zanim na straganach pojawią się tegoroczne warzywa i owoce musimy jeszcze trochę poczekać. Jak więc w naturalny sposób dodać sobie energii, nie zaspać do pracy, nie przypalić zupy i przetrwać wiosenne przesilenie?



Oczywiście nawet o tej porze roku możemy przezwyciężyć przemęczenie. A oto kilka pomysłów:

  • zacznę od oczywistości czyli od picia wody. Odpowiednia podaż wody nawodni organizm, oczyści go z zalegających toksyn oraz przyspieszy metabolizm. By jednak dodatkowo wesprzeć organizm warto codziennie (najlepiej na czczo) wypijać chociaż jedną szklankę wody z miodem oraz cytryną. Miód posiada właściwości wzmacniające organizm, przeciwzapalne oraz oczyszczające. Z kolei cytryna reguluje gospodarkę kwasowo-zasadową oraz oczywiście jest źródłem witaminy C. Aby przygotować ten pobudzający eliksir należy wieczór wcześniej rozpuścić łyżeczkę miodu w szklance wody i zostawić na noc pod przykryciem, rano należy dodać sok z cytryny (ilość według uznania) i wypić ze smakiem :)

  • to już ten czas by zintensyfikować proces wyjadania zamrożonych owoców i warzyw. Koktajle z mrożonych borówek oraz truskawek dodadzą nam brakujących witamin, a ich letni smak z pewnością poprawi nasz nastrój. Zamrożone w sezonie letnim owoce i warzywa nie tracą zbyt wiele swojej wartości odżywczej, a posiadają zdecydowanie mniej (lub wcale) nawozów sztucznych oraz konserwantów niż te dostępne obecnie w sklepach np. importowane truskawki.
  • oczywiście najszybszym sposobem by dodać sobie energii jest picie napojów zawierających kofeinę. Picie kawy ma wiele zalet jednak zapewne większość z Was wie, że nie należy jej nadużywać. Z pomocą przyjdzie zielona herbata, która poza teiną (odpowiednik zawartej w kawie kofeiny) zawiera również antyoksydanty, które działają oczyszczająco oraz przeciwzapalnie. Oczywiście o mojej ukochanej zielonej herbacie mogłabym napisać książkę, możecie więc być pewni, że na ten temat poczytacie na blogu jeszcze nie jeden raz :) W następnym poście skupię się również bardziej szczegółowo na naparach mogących zastąpić kawę.
  • cytrusy - sięgajmy po nie teraz jak najczęściej. Jeszcze do maja dostępne będą cytrusy pochodzące z Europy czyli te najbardziej smaczne i soczyste. Zanim dostępne będą polskie owoce warto spożywać to na co jest aktualnie sezon oraz wspomóc organizm dużą dawką witaminy C i minerałów zawartych w cytrusach. Cytrusy to także dawka błonnika, który oczyści przewód pokarmowy oraz poprawi pracę jelit. Dodatkowo pomimo, że cytrusy kojarzą nam się przede wszystkim z czymś kwaśnym w organizmie przyczyniają się do obniżenia stopnia zakwaszenia organizmu, regulując gospodarkę kwasowo-zasadową. Zakwaszenie organizmu to modny ostatnio temat, być może dlatego, że dużo osób ma rzeczywiście z tym problem. Spożywanie np. zbyt dużej ilości mięsa w stosunku do ilości warzyw powoduje właśnie zakwaszenie. Zaburzenie gospodarki kwasowo-zasadowej przyczynia się np. do utraty energii oraz pojawienia się uczucia zmęczenia.

  • pełnoziarniste pieczywo oraz kasze bogate są w cynk oraz witaminy z grupy B. Te produkty dodadzą energii na kilka godzin oraz zapobiegną gwałtownym spadkom glukozy. Właśnie z tego powodu powinniśmy unikać węglowodanów prostych takich jak wszelkiego rodzaju słodycze, które owszem szybko dodadzą energii, ale również szybko nam jej pozbawią, dając uczucie jeszcze większego znużenia. W okresie przesilenia warto zadbać o to, by dostarczać organizmowi jak najwięcej witamin oraz minerałów z pełnowartościowej żywności i oszczędzić mu tak zwanych pustych kalorii w postaci słodyczy i innych wysoko przetworzonych produktów.

  • szybciej zwalczymy przedwiosenne zmęczenie im częściej będziemy przebywać na świeżym powietrzu, łapać pierwsze promyki wiosennego słońca oraz włączając aktywność fizyczną do naszego codziennego trybu dnia.
A jak to wygląda u Was? Czy Was podobnie jak mnie dopadło wiosenne przesilenie? Jak sobie z tym radzicie? Ja już nie mogę się doczekać warzywno-owocowego urodzaju, ale na razie pozostaje mi uzbrojenie się w cierpliwość i stosowanie do wymienionych powyżej rad :) A już dziś zapraszam Was na następny post, w którym będziecie mogli poczytać o innych pobudzaczach niż kawa. Oczywiście wszystko zgodnie z obowiązującym prawem ;)

niedziela, 1 marca 2015

Pestycydy w warzywach i owocach

Wszędzie dookoła słyszymy: jedz pięć porcji warzyw i owoców dziennie! Dzieci spożywają za mało warzyw! Nasza dieta jest zbyt uboga w błonnik! I tak dalej, i tak dalej…
Z drugiej strony jesteśmy zastraszani o ilości „ chemii”, pestycydów i innych cukiereczków dodawanych do żywności w tym również do zachwalanych przez wszystkich warzyw i owoców.
Nie da się ukryć.. aby na naszym stole zawitała pyszna, świeża surówka, jej składniki muszą przejść długą drogę zanim trafią w nasze ręce. W trakcie uprawy, przechowywania oraz transportu na produkty czyha wiele niebezpieczeństw, a im produkt bardziej naturalny tym bardziej podatny. Warzywa i owoce uprawiane na szeroką skalę niestety muszą być w jakiś sposób zabezpieczane przed szkodnikami oraz chorobami roślin. W tym celu stosuje się pestycydy.



Pestycydy to środki ochrony roślin, choć zastanawiam się czy przypadkiem nie są to środki ochrony rolników, bo czy rośliny gdyby umiały mówić poprosiłyby o taką ochronę? Nie zagrażają one w sposób bezpośredni naszemu życiu, gdyż wtedy oczywiście byłby zakazane, ale nie należą również do produktów mile widzianych w naszym organizmie. Tak naprawdę ich wpływ na nasz organizm nie może być w pełni przewidywalny, ponieważ spożywamy wiele różnych związków, w różnej ilości i stężeniach. Dlatego najlepiej maksymalnie ograniczyć spożycie pestycydów. Tylko czy to obecnie jest osiągalne?
Okazuje się, że nie każde warzywa i owoce są w tym samym stopniu zanieczyszczone. Environmental Working Group opracowało listę 12 owoców i warzyw , który wykazują predyspozycje do bycia najbardziej zanieczyszczone pestycydami, oraz listę tych, do których uprawy stosuje się niewiele środków.

A oto nasza parszywa 12:

  1. Jabłka -  to smutne, że nasz narodowy owoc znalazł się na samym szczycie tak niechlubnego rankingu. Jednocześnie jest to owoc na tyle popularny, że coraz łatwiej znaleźć nawet w przeciętnych supermarketach jabłka z ekologicznych upraw.
  2. Seler – a przecież seler polecany jest w każdej oczyszczającej diecie..
  3. Pomidorki koktajlowe – wyglądają zawsze tak perfekcyjnie, że chyba nie zdzwiłabym się gdyby część z nich była zrobiona z plastiku
  4. Ogórki – unikajmy zafoliowanych ogórków, ponieważ stosowane w pestycydach azotany przy braku tlenu zamieniają się w szkodliwe dla nas azotyny
  5. Winogrona
  6. Ostre papryczki – ciężko mi uwierzyć, że jakiś szkodnik mógłby mieć smaka na ich jedzenie, jednak często przybywają do nas daleka, więc muszą być odpowiednio zabezpieczone
  7. Nektarynki
  8. Brzoskwinie
  9. Ziemniaki – no tak.. dzisiaj coraz trudniej znaleźć stonkę do zabawy
  10. Szpinak – poza sezonem lepiej kupować szpinak mrożony niż tak zwany szpinak baby
  11. Truskawki – badania były amerykańskie i mam nadzieję, że dotyczyły truskawek sprzedawanych w supermarketach przez cały rok. Myślę, ze nasze polskie, czerwcowe truskawki nie są tak bardzo skażone i możemy bez żadnych ograniczeń się nimi zajadać :)
  12. Papryka




A oto warzywa i owoce, które są dla nas bardziej bezpieczne

  1. Szparagi –zastosowanie do ich uprawy pestycydów powoduje powstawanie przebarwień na ich powierzchni, dlatego choćby rolnicy chcieli to zdecydowanie wyjdą na tym niekorzystnie.
  2. Awokado
  3. Kapusta
  4. Melon Kantalupa
  5. Kukurydza
  6. Bakłażan
  7. Grejpfrut
  8. Kiwi
  9. Mango
  10. Grzyby
  11. Cebula
  12. Papaja
  13. Ananas
  14. Zielony groszek
  15. Bataty

Jak ograniczyć ilość spożywanych pestycydów?
  • dokładnie myć warzywa i owoce i w miarę możliwości je obierać (chociaż to często w skórce oraz zaraz pod nią jest najwięcej cennych dla nas składników),
  • spożywać w nieco bardziej ograniczonej ilości wymienioną powyżej parszywą dwunastkę (jeśli kupujemy te produkty na targach, w warzywniakach lub supermarketach)
  • kupować warzywa i owoce od zaprzyjaźnionych i zaufanych rolników,
  • prowadzić samodzielne uprawy ;)
  • namówić rodziców, dziadków, ciotki, przyjaciółki do uprawiania warzyw i owoców i pojawiać się u nich w okresie zbiorów ( w żadnym wypadku nie namawiam Was do bycia interesownym;)),
  • kupowanie warzyw i owoców w sklepach ekologicznych (uwaga! Zawsze pytajcie o certyfikaty),
  • kupowanie tych warzyw i owoców na które jest obecnie sezon lub korzystanie z mrożonek, wyprodukowanych w okresie największych zbiorów,
  • wbrew pozorom często lepiej jest kupić warzywa i owoce w supermarketach niż na targu. Do supermarketów produkty te dostarczają olbrzymi dostawcy, którzy muszą przestrzegać określonych norm dotyczących ilości stosowanych pestycydów oraz okresu karencji. Produkty przez nich dostarczane często muszą być badane w celu sprawdzenia czy dopuszczalne limity nie są przekroczone. W przypadku sprzedawców na targu niestety nie mamy takiej gwarancji i ryzyko zjedzenia jabłek, które jeszcze wczoraj były opryskiwane, niestety wzrasta.
  • z kolei kupowanie u lokalnych dostawców warzyw i owoców zwiększa szanse, że produkty te będą bardziej wartościowe oraz bardziej świeże ponieważ ich czas transportu był znacznie krótszy. Dzięki temu nie musiały być również konserwowane na czas długiej podróży.
Dbajmy przede wszystkim o to by naszym dzieciom podawać warzywa i owoce z pewnych źródeł. Bo czy może być cos gorszego niż pierwsza tarta marchewka lub jabłuszko wprowadzane do diety naszego malucha, w której wielokrotnie przekroczone są limity zawartości pestycydów…




Oczywiście nie dajmy się zwariować, bo korzyści płynące ze spożywania warzyw i owoców zdecydowanie przewyższają ryzyko jakie niesie ze sobą spożywanie wraz z żywnością pestycydów. Jednak chyba każdy się ze mną zgodzi, że lepiej ograniczać ich spożycie. A im więcej osób będzie domagało się produktów bardziej ekologicznych tym też rolnicy i dostawcy będą zmuszeni podążać za żądaniami społeczeństwa.

Na razie pozostaje nam robienie zakupów w zaufanych źródłach i oczywiście namawianie wszystkich, którzy tylko mają taką możliwość do prowadzenia swoich własnych przydomowych ogródków :)

źródło zdjęć: 1,2,3