poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zafałszowania żywności - masło

Może się wydawać, że na dzisiejszym mocno konkurencyjnym rynku, gdzie do kontroli żywności i sprawowania nadzoru nad uczciwym handlem powołanych jest mnóstwo jednostek wręcz niemożliwe jest by producenci dopuszczali się oszustw na produktach. Niestety sprawa nie jest tak prosta, a nieuczciwe praktyki często są skutecznie maskowane.




Na czym polega fałszowanie żywności?

  • na zastąpieniu składnika, innym najczęściej tańszym dodatkiem, np. dodatek oleju roślinnego do masła
  • na dodatku wody do produktu, np. nastrzykiwanie wędlin wodą przy jednoczesnym braku umieszczenia tej informacji w składzie
  • na nieprawidłowej deklaracji ilości danego produktu, np. producent deklaruje 1 kg mąki, a w rzeczywistości jest jej 950 g
  • na braku informacji o sposobie produkcji np. o utrwalaniu żywności metodami radiacyjnymi lub stosowaniu składników genetycznie zmodyfikowanych,
  • na nieprawdziwej deklaracji kraju pochodzenia produktu.

Celem takich działań jest z pewnością chęć zwiększenia zysków oraz zyskania przewagi rynkowej. Niestety najbardziej w tym całym zamieszaniu cierpią konsumenci. Warto też pamiętać, iż takie fałszowanie żywności szkodzi nie tylko nam, ale również innym producentom, którzy uczciwie produkując swoje wyroby mogą polec na polu nieuczciwej konkurencji.
Mam jednak wrażenie, że nieuczciwe występki producentów coraz częściej i coraz surowiej są karane. Co jakiś czas docierają do nas wieści o dziwnych i zdecydowanie nieuczciwych poczynaniach producentów lub sprzedawców. Pewnie część Was słyszała o ostatniej małej aferze maślanej. UOKIK ukarał Masmal Dairy za stosowanie w swoich produktach dodatku tłuszczu roślinnego i używanie nazwy "masło ekstra" "masło ekstra 100% oryginalne". W produkcie o nazwie "masło ekstra" znalazło się aż 61,8 % tłuszczu roślinnego, jest to wiec mocne nadużycie słowa "masło". Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, istnieje więc szansa, że firma się jakoś z tego wybroni jednak na razie UOKIK nałożyło karę w wysokości ponad 1,4 mln zł. To zapewne nawet dla dużego producenta dość wysoka kara i mam nadzieję, że wystraszy  nie tylko tego, ale też innych producentów masła. Co ciekawe, prezes tejże firmy już zapowiedział zmianę jej nazwy...




Muszę się Wam przyznać, że sprawa zafałszowań masła to jeden z najbardziej dla mnie uciążliwych oraz frustrujących grzeszków producentów. Uwielbiam masło, a z kolei nie znoszę wszelkiego rodzaju margaryn i innych utwardzonych tłuszczów roślinnych. Dlatego kiedy kupuję "masło extra" a po rozpakowaniu go w domu czuję "wspaniały" smak lub zapach tłuszczu roślinnego to możecie jedynie wyobrazić sobie mój gniew! :) Mam wrażenie, że to właśnie masło jest chyba najczęściej fałszowane i w ogóle jego oznaczenia na opakowaniu są najczęściej karygodnie złe. Naprawdę serdecznie współczuję każdemu kto potrzebuje, a akurat zapomniał wziąć do sklepu okularów, bowiem kupno dobrego masła w tej sytuacji graniczy z cudem! Niech żyje złota czcionka na złotym tle! 

Producenci chyba wyobrażają sobie, że konsument smaku i węchu nie ma i nie wykryje dodatku tłuszczu roślinnego. I być może u części osób tak właśnie będzie, ale ci którzy należą do grona zagorzałych miłośników masła z pewnością wyczują nawet kilku procentowy dodatek tego czegoś co z pewnością masełkiem nie jest...

Dobra, to w takim razie jak kupić dobre, nie oszukane masło?

  • Zacznijmy od tego, że masło to produkt który musi zawierać od 80 do 90% tłuszczu mlecznego, do 16% wody oraz do 2% tak zwanej suchej masy beztłuszczowej (czyli np. białko mleka). 
  • Produkty oznaczone słowem MASŁO nie mogą zawierać w swoim składzie ani grama tłuszczu roślinnego.
  • Przy informacji : 82% tłuszczu fajnie by było gdyby było napisane "mlecznego" bo w końcu tłuszcz roślinny to też tłuszcz, ale nie jest to w żaden sposób obligatoryjne. To tylko takie dodatkowe upewnienie. 
  • Starajmy się odszukać skład, chociaż zgodnie z prawem masło to masło i jego skład to masło, więc producent nie musi podawać jego składu ponieważ wynika to z nazwy produktu. Jeśli natomiast użył innych składników niż masła np. barwnika lub tłuszczu roślinnego musi taki skład umieścić (chyba że jest oszustem).
  • Możemy również sprawdzić twardość masła. Prawdziwe masło, leżące w chłodni powinno być twarde, jeśli wyda nam się delikatnie miękkie istnieje spore, a nawet bardzo spore prawdopodobieństwo, że produkt jest z domieszką tłuszczu roślinnego. 
  • Dobre masło jest drogie i nie spodziewajmy się, że kupimy kostkę masła za 3 lub mniej złotych. Chyba że akurat trafiliśmy na super promocję. Sprawdźmy wtedy datę, bo często promocja wiąże się właśnie z końcem daty przydatności do spożycia. Chociaż masło przechowywane w lodówce zachowa swoją świeżość jeszcze kilka dni po terminie. Masło nadaje się świetnie do mrożenia.



Na półkach sklepowych możemy znaleźć jeszcze takie cuda:

  • masło roślinne - czyli po prostu margaryna,
  • miksełko, mix tłuszczowy - to zgodnie z nazwą miks tłuszczu mlecznego z tłuszczem roślinnym,
  • masło półtłuste - to produkt zawierający ok 40% tłuszczu mlecznego, ale nie może zawierać tłuszczu roślinnego,
  • masło o zawartości 3/4 tłuszczu - zawiera ok 60% tłuszczu mlecznego i nie zawiera tłuszczu roślinnego,
  • wszelkiego rodzaju : "extra do smarowania", "osełka" " masełko" itd. bez użycia słowa "masło" będą miały tyle z masłem wspólnego co znajdowanie się na wspólnej półce sklepowej.
Mam nadzieję, ze zwróciłam Waszą uwagę na ten mały problem (dla mnie duży ;)) i tym samym przyczynię się do Waszych lepszych maślanych wyborów. Czy Wam także zdarzyło się kiedyś kupić mało prawdziwe masło lub w ogóle kupić spożywczy bubel?

źródło zdjęć: 1,2,3


środa, 21 stycznia 2015

Ciekawostki z serca domu :)

Wszyscy zapewne jesteśmy nieco onieśmieleni i przytłoczeni poprzednim postem, dlatego dziś coś lekkiego i bardzo praktycznego! Co jakiś czas planuję zamieszczać tutaj zbiór ciekawych ciekawostek, które pomogą Wam w codziennym pichceniu oraz prowadzeniu szeregu działań kuchennych.




1. Galaretka z owocami nie stężeje jeśli do jej zrobienia użyjemy świeżego kiwi, ananasa, mango lub papai. Dlaczego tak się dzieje? W tych owocach występują enzymy proteolityczne czyli, te które odpowiedzialne są za rozkładanie i ścinanie białka. W ananasie znajdziemy bromelinę, w kiwi aktynidynę, w papai natomiast papainę. To bardzo pozytywnie wpływające na organizm człowieka enzymy, chyba za ich jedyną wadę można uznać psucie naszej galaretki ;) Żelatyna to oczywiście białko, dlatego używający wymienionych powyżej owoców w formie surowej możemy spodziewać się klęski na płaszczyźnie naszych kulinarnych osiągnięć. Jeśli bardzo zależy nam jednak na użyciu do galaretki właśnie tych owoców możemy :

  • użyć agaru lub pektyny zamiast żelatyny. Agar to wyciąg z alg morskich i w przeciwieństwie do żelatyny jest to cukier (a nie białko) dlatego nie straszne mu enzymy proteolityczne;
  • użyć owoców z puszki.. jednak każdy kto próbował np. świeżego ananasa wie jak ogromna różnica w jest smaku pomiędzy świeży a zapuszkowanym owocem. Według mnie smakują jak dwa różne owoce. Oczywiście w tej tej walce bezapelacyjnie wygrywają świeże owoce;
  • dezaktywować enzymy poprzez sparzenie owoców wrzątkiem lub obgotowanie ich w syropie cukrowym.

2. Jeśli kupiliśmy niedojrzałe gruszki, kiwi lub awokado połóżmy je w pobliżu jabłek, brzoskwiń, moreli lub bananów. Te owoce wydzielają etylen - gaz, hormon roślinny odpowiedzialny za dojrzewanie oraz starzenie się roślin. Już po kilku dniach zaobserwujemy, że mało dojrzałe owoce wyraźnie zmiękły i nabrały pełniejszego smaku. Również awokado wydziela etylen dlatego można szczelnie owinąć je np. gazetą i już po 2, 3 dniach cieszyć się jego kremową konsystencją. Jeśli trzymamy jabłka i banany obok siebie, pamiętajmy by dość szybko je spożyć ponieważ ilość wydzielanego przez nie etylenu jest wysoka i owoce szybko przejrzeją.
Należy unikać umieszczania półmiska z owocami obok wazonu ze świeżymi kwiatami. Takie kwiaty znacznie szybciej stracą swoją świeżość i atrakcyjny wygląd.



3. Pewnie większość z Was wie, że aby zapobiec ciemnieniu niektórych warzyw i owoców należy skropić je sokiem z cytryny. Ale czy zastanawialiście się dlaczego właściwie te produkty ciemnieją? Dzieje się to za sprawą oksydazy fenolowej, który jako enzym uczestniczy w procesie utleniania zawartych w danym surowcu polifenoli. W wyniku działania tego enzymu powstają chinony (związki o intensywnym zabarwieniu), które z kolei ulegają dalszym przemianom, w wyniku czego powstają melaniny (pigmenty, odpowiedzialne za pigmentację organizmów, w tym również człowieka). Enzymatyczne ciemnienie podczas obróbki technologicznej lub poprzez mechaniczne lub chemiczne uszkodzenie komórek. Pod względem organoleptycznym następują nie tylko zmiany w barwie ale również w smaku i zapachu. Co ciekawe, często taki delikatnie utleniony smak jest bardzie pożądany przez konsumentów. Sok z cytryny hamuje proces utleniania ponieważ obniżenie pH dezaktywuje enzym. Już w przypadku pH 3,7 można zaobserwować wyraźne spowolnienie tego procesu.



Mam nadzieję, ze zaspokoiłam nieco Waszą ciekawość. Jeśli macie jakieś pytania lub pomysły na ciekawe ciekawostki to gorąco zachęcam do podzielenia się nimi ze mną :)

źródło zdjęć: 1,2,3

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Więc chodź pomaluj mój świat... cz.2

W poprzednim poście poruszyłam kwestie barwników dodawanych do żywności. Jest to temat ważny, ponieważ tylko mając wiedzę możemy świadomie podejmować decyzje zakupowe. Zdaję sobie sprawę, że tematyka związana z dodatkami stosowanymi w przemyśle spożywczym nie dla każdego jest prosta, a mnogość zabiegów jakie producenci stosują by skusić nas na zakup ich produktów może rzeczywiście onieśmielać.

Powszechnie stosowana lista składników E może zniechęcać do czytania podanych na opakowaniach składów. Gdy podana jest nazwa danego związku znacznie łatwiej nam go zidentyfikować i podjąć decyzję czy włożyć produkt do koszyka. Sytuacja komplikuje się, gdy w składzie widzimy łańcuszek kodów E... przecież mało kto, o ile ktokolwiek, zna listę składników E na pamięć. Mam wrażenie, że to właśnie przez tą tajemniczą listę E, wiele osób nie czyta składów produktów, zakładając że i tak niewiele z tego zrozumie. Nie warto się jednak tak łatwo poddawać!


Omówię krótko poszczególne barwniki, których stosowanie w Polsce nie jest zabronione. Sami zobaczycie, że sprawa nie jest tak bardzo skomplikowana jak może wydawać się na początku, a odpowiednie posegregowanie wiedzy z pewnością Wam to ułatwi!





Przejdźmy do konkretów:



Lista barwników naturalnych

E100 - Kurkumina – Jest dodawana do wszelkiego rodzaju produktów np. słodyczy, nabiału, ryb, sosów. Jest to główny składnik znanej przyprawy kurkumy. Kurkumina to substancja wpływająca niezwykle korzystnie na nasze zdrowie. Jest silnym przeciwutleniaczem, wykazuje właściwości antynowotworowe, pomaga likwidować stany zapalne organizmu, a nawet obniżać poziom cholesterolu. Posiada kolor intensywnie żółty.

E101 - Ryboflawina – to po prostu niezbędna w naszej codziennej diecie witamina B2. Posiada kolor żółty, delikatnie pomarańczowy.

E120 - Koszenila, kwas karminowy, karminy – to dość modny ostatnio barwnik, ciekawe czy ma to związek z modą na spożywanie różnego rodzaju robactwa. Tak, koszenila to barwnik pozyskiwany z mszyc żerujących na kaktusach w Środkowej oraz Północnej Ameryce. Jeśli kogoś nie zniechęca fakt pochodzenia barwnika, można zaliczyć go do bezpiecznych. W sporadycznych przypadkach reakcje alergiczne mogą wywoływać pozostałości białka owadów. Uwaga, produkty barwione koszenilą nie powinny być spożywane przez wegetarianów i wegan. Koszenila jest często dodawana do nabiału np. jogurtów oraz kosmetyków.

E140 - Chlorofile - oczywiście zupełnie nieszkodliwy zielony barwnik, występujący we wszystkich roślinach oraz glonach. Na skalę przemysłową uzyskiwany z traw, pokrzywy i lucerny.

E141 - Miedziowe kompleksy chlorofili - generalnie bezpieczny produkt pochodzenia naturalnego. Miedź zawarta w tym barwniku uwalnia się podczas podgrzewania, ale jej stężenie nie przekracza dopuszczalnych wartości.

E150a- Karmel - barwnik powstający w wyniku termicznej obróbki cukru, szkodliwy jeżeli zjadamy go w ilościach hurtowych ( jest to po prostu cukier), ale uwaga na często spotykane w przemyśle odmiany karmelu : E150b - karmel siarczynowy (cukier karmelizowany z dodatkiem siarki - może obciążać wątrobę i powodować nadpobudliwość) E150c - karmel amoniakalny (karmelizacja cukru przebiega z dodatkiem użycia amoniaku - podrażnia żołądek oraz obciąża wątrobę) E150d -karmel amoniakalno-siarczynowy (połączenie amoniaku oraz siarki przy procesie wytwarzania karmelu nie może przynieść nic dobrego. To najtańsza odmiana karmelu, poza podrażnieniem żołądka i wątroby, może wywoływać również biegunkę oraz ogranicza wchłanianie się witaminy B6).

E153 - węgiel -pierwiastek wytwarzany przez spalenie części roślin, oczywiście zupełnie nie szkodliwy.




E160a – karotenoidy – prowitaminy witaminy A, naturalny barwnik żółto-pomarańczowy, na skalę przemysłową pozyskiwany z marchwi. Oczywiście zupełnie bezpieczny dla nas barwnik.

E160b – annato – popularny barwnik stosowany jako dodatek do masła, margaryn, olejów, żółtego sera. Pozyskiwany z nasion drzewa Arnoty właściwej (Ameryka Południowa i Środkowa). Generalnie jest to barwnik bezpieczny, ale uważać powinni alergicy oraz osoby cierpiące na egzemę. Może wywoływać lub nasilać objawy choroby.

E160c – Ekstrakt z papryki – naturalny żółty barwnik pozyskiwany z roślin, stosowany głównie przy produkcji słodyczy.

E160d – Likopen – jeden z najzdrowszych dodatków do żywności. Występuje w wielu czerwonych owocach i warzywach. Posiada właściwości przeciwzapalne i antyutleniające. Związek ten obniża ryzyko zachorowania na raka piersi oraz raka prostaty. Na skalę przemysłową pozyskiwany jest z pomidorów. Może, a nawet powinien być przez nas stosowany w ilościach hurtowych :)

E160e – Beta-apo-8’-karotenal – jeden z karotenoidów, ciemnoczerwony barwnik, pozyskiwany bezpośrednio z roślin lub z karotenu.

E161a – Flawoksantyna – naturalny żółty barwnik, pozyskiwany z roślin np. z jaskrów. Głównie stosowany w cukiernictwie.

E161b – Luteina - żółty, pozyskiwany z traw barwnik, dość rzadko stosowany w przemyśle, najczęściej w produkcji zup oraz napojów alkoholowych. To właśnie dzięki luteinie liście jesienią nabierają żółtej barwy.

E161c – Kryptoksantyna – żółty, otrzymywany z roślin (miechunka) barwnik, stosowany wyłącznie przy produkcji słodyczy.

E161d – Rubiksantyna – o barwie pomarańczowej, pozyskiwany z roślin z rodziny różowatych. Obecnie jest rzadko stosowany.

E161e- Wioloksantyna – naturalny, pozyskiwany z fiołków żółty barwnik, rzadko stosowany w przemyśle.

E161f – Rodoksantyna - żółty, otrzymywany z roślin barwnik. Również rzadko stosowany.

E161g- Kantaksantyna – naturalny, aczkolwiek pozyskiwany z grzybów lub… piór flamingów barwnik. Stosowany do barwienia paluszków rybnych, marynat oraz konserw. Kantaksantyna jest stosowana również jak środek przyspieszający opalanie. W tym wypadku należy uważać, ponieważ jej nadmiar może powodować tzw. kurzą ślepotę czyli problemy z widzeniem po zmroku.

E161h – Zeaksantyna – żółty barwnik, pochodna luteiny pozyskiwana z kukurydzy, jagód goji lub papryki. Regularne spożywanie Zeaksantyny pomaga zapobiec zwyrodnieniu się plamki żółtej w oku.

E162 – Betanina (ekstrakt z buraka, czerwień buraczana) – czerwono-fioletowy barwnik, oczywiście pochodzenia naturalnego(pozyskiwany z buraków), zupełnie bezpieczny dla ludzkiego organizmu. Barwnik ten jest nie jest przez nas przyswajany, a więc jest wydalany z moczem. Szeroko stosowany w przemyśle do barwienia np. jogurtów, galaretek, napojów.




E163 – Antocyjany – w zależności od pH przyjmują barwę czerwoną lub fioletową. Powszechnie występują w owocach i warzywach i należą do jednych z bardziej pożądanych w nich związkach. Są silnymi przeciwutleniaczami. Szeroko stosowane w przemyśle głównie do produkcji napojów, słodyczy, nabiału oraz tabletek.

E170 – Węglan wapnia – naturalny, biały, stosowany do wybielenia niektórych produktów – np. pieczywa, lodów, warzyw konserwowych. Spożywany w nadmiarze może powodować zaparcia.

E171 – Tlenek tytanu -  tzw. biel tytanowa czyli nieorganiczna sól tytanu, znajduje szerokie zastosowanie w przemyśle począwszy od żywności, poprzez kosmetyki, a skończywszy na porcelanie. Jest czynnikiem wybielającym w pastach do zębów.

E172 – Tlenki żelaza – barwa od żółtej po brązową. Są rzadko stosowane przy produkcji żywności, a dodatkowo należy pamiętać, iż żelazo w tej formie nie jest przez ludzki organizm przyswajane.

E173- Aluminium, Glin – srebrzysty barwnik, którego spożycie powinniśmy wyeliminować. Udowodnione zostało, iż spożycie glinu jest jednym z czynników przyczyniających się do rozwoju choroby Alzheimera. Wykorzystywany do powlekania powierzchni produktów np. srebrnych perełek do dekoracji ciast.

E174 – Srebro – oczywiście kolor srebrno-szary. Używany do powlekania powierzchni produktów ale ze względu na cenę jest rzadko stosowany.

E175 – Złoto – zdecydowanie najdroższy barwnik, więc jak można się spodziewać, bardzo rzadko używany.  Stosowany głównie w postaci złotych płatków np. w wódce Goldwasser. Złoto jest pierwiastkiem dla nas obojętnym, jego spożycie w żaden sposób nie wpływa na ludzki organizm i jest w nie zmienionej formie wydalane.

E181 – Taniny – naturalne związki o barwie biało-żółtej,występujące w herbacie, winie lub piwie. Na skalę przemysłową uzyskiwane są z żołędzi lub w sposób syntetyczny. Zmieniają smak oraz zapach produktów.



Lista barwników syntetycznych

E102 - Tartrazyna – Cytrynowy barwnik azowy, jest to popularny i tani barwnik, dlatego można go spotkać w wielu produktach np. w niskiej jakości napojach gazowanych. Barwi produkty na kolor żółty. U osób cierpiących na astmę oraz z nietolerancją na salicylany ( np. aspiryna) może wywołać reakcje alergiczne, bezsenność, nadpobudliwość. Ze względu na właściwości pobudzające należy wyeliminować go z diety dzieci z syndromem ADHD.

E104 – Żółcień chinolinowa – ma właściwości bardzo podobne do tartrazyny. Barwa żółta, delikatnie zielona. W Stanach Zjednoczonych oraz Japonii jest środkiem zakazanym w produkcji żywności. Często może wywoływać reakcje alergiczne, wysypki, astmę lub nadpobudliwość. Osoby uczulone na salicylany powinny wyeliminować ten barwnik z diety. Jest to dodatek bardzo popularny stosowany w całym szeregu produktów codziennego użytku np. w lodach, cukierkach, napojach gazowanych, a nawet lekach np. w Rutinoscorbinie.

E107 – Żółty barwnik. Jest to barwnik należący do grupy syntetycznych barwników azowych, a więc takich które mogą przyczyniać się do rozwoju alergii, astmy lub nadpobudliwości. Prawdopodobnie w przyszłości jego stosowanie zostanie zakazane. Dodawany np. do majonezu.

E110 – Żółcień pomarańczowa- żółty barwnik azowy, tak jak poprzednika jego spożycie powinno być mocno ograniczone w diecie alergików oraz osób z astmą. W połączeniu z benzoesanem może wywoływać u dzieci nadpobudliwość. Zakazana z Skandynawii.

E122 – Azorubina – barwnik czerwony z grupy azowych. Tak jak jego poprzednicy, może wywoływać alergię i nadpobudliwość u dzieci. Powszechnie stosowanych w barwieniu żywności.

E123 – Amarant – czerwony barwnik z grupy azowych. Wykazuje właściwości alergizujące, zwłaszcza w przypadku osób uczulonych na salicylany. Dodatkowo w przypadku badań na szczurach wykazano zależność pomiędzy rozwojem guza a spożyciem amarantu. W przypadku człowieka zależność ta nie jest dowiedziona, ale ja wolałabym nie ryzykować. Barwnik ten jest również podejrzewany o właściwości teratogenne (toksyczne dla płodu) oraz obniżające płodność. Zakazany w Stanach Zjednoczonych.

E124 – Czerwień koszenilowa A – syntetyczna podróbka koszenili. Działania niepożądane są takie jak u barwników azowych czyli wysypki, alergie, nadpobudliwość u dzieci. Dodawana do galaretek, dżemów, napojów, zup w proszku. UWAGA! Czerwień koszenilowa to nie koszenila!

E127 – Erytrozyna – syntetyczny, czerwony barwnik, zawierający jodynę. W wielu krajach jej stosowanie jest zakazane, jednak w Polsce możemy ją spotkać w wielu produktach jak np. począwszy od tuszu do drukarek a skończywszy na pięknych i błyszczących wisienkach koktajlowych (zawsze wydawały mi się mocno podejrzane!)

E128 – Czerwień 2G – związek azowy. Wykazuje właściwości takie jak wszystkie barwniki z grupy azowej oraz dodatkowo może wykazywać działanie wywołujące anemię i jest czynnikiem mutagennym i kancerogenny (produktem jej rozkładu jest anilinia czyli związek wykazujący właśnie takie działanie)

E129 - Czerwień Allura AC - czerwony barwnik azowy, zakazany w niektórych krajach Unii Europejskiej. Może wywoływać te same niepożądane reakcję co powyżej omówione barwniki z grupy azowej. Dodawany do słodyczy oraz produktów mięsnych.




E131 - Błękit patentowy - jest to niebiesko-fioletowy barwnik z grupy związków azowych. Może powodować wysypkę świąd, uwalnianie histaminy, ale są to dość rzadkie przypadki ponieważ limity bezpieczeństwa są dość wysokie (15mg/kg masy ciała) i ciężko przekroczyć dopuszczalną dzienną dawkę.

E132 - Indygotyna - naturalnie barwnik ten pozyskuje się z krzewu o nazwie indygowiec barwierski lub z rdestu ptasiego. Jednak na skalę przemysłową jest uzyskiwany syntetycznie, może więc wywoływać reakcje alergiczne ale efekty uboczne są bardzo rzadkie w przypadku tego związku.

E133 - Błękit brylantowy - syntetyczny związek organiczny o niebieskiej barwie, jest popularnie stosowany np. w słodyczach, galaretkach, napojach alkoholowych. W większości przypadków to co piękne i błękitne na półce sklepowej zawiera właśnie w sobie błękit brylantowy. Nie powinien być spożywany przez osoby cierpiące na zespół jelita nadwrażliwego i inne schorzenia układu pokarmowego. Niektórzy podejrzewają go o właściwości kancerogenne, ale te badania nie zostały potwierdzone.

E142- Zieleń S - syntetyczny związek azowy - barwi np. takie produkty jak groszek konserwowy. Bardzo rzadko zdarzają się związki uboczne i ewentualnie są związane z nasilaniem alergii.

E151 - Czerń brylantowa - czarny barwnik z grupy związków azowych. Jego spożycie powinno być mocno ograniczone ponieważ poza standardowymi skutkami ubocznymi związków azowych może obciążać nerki. Istnieje również prawdopodobieństwo, że w jelitach jest rozkładany przez bakterie do związków niebezpiecznych, jeszcze dokładnie nie przebadanych.

E154 – Brąz FK – to mieszanina kilku barwników azowych, a więc należy spodziewać się szeregu negatywnych skutków ubocznych. Właśnie ze względu na niekorzystne właściwości, jego stosowanie zostało mocno ograniczone i obecnie barwnik ten można spotkać w niektórych konserwach rybnych.

E155 – Brąz HT – barwnik bardzo podobny do brązu FK, używany do barwienia produktów cukierniczych np. ciast, polew. Jego użycie jest zakazane w wielu krajach, w tym również krajach UE.


E180 – Czerwień litolowa – syntetyczny barwnik azowy, zawierający w swoim składzie jony glinu i wapnia. Najczęściej stosowany do powlekania powierzchni serów. Poza tym używany w farbach drukarskich oraz do barwienia tkanin.




ufff... jeśli tutaj dotarliście to serdecznie gratuluję :)

Jak widzicie, barwników jest całe mnóstwo i zapamiętanie ich wszystkich wymagałoby sporego umysłowego wysiłku. Jednak porządkując tą wiedzę łatwo wysnuć kilka wniosków, które sprawę znacznie uproszczą:

  • na barwniki przede wszystkim muszą uważać alergicy oraz astmatycy. Dotyczy to przede wszystkim osób uczulonych na salicylany;
  • osoby z chorobami związanymi z układem trawiennym również powinny wyeliminować niektóre barwniki z diety;
  • barwniki powinny być wyeliminowane lub chociaż mocno ograniczone w przypadku diety dzieci (zwłaszcza do 3 roku życia) ponieważ mogą wywoływać alergie (lub nasilać jej objawy) oraz często są współodpowiedzialne za nadmierne pobudzenie naszych dzieci;
  • przede wszystkim powinniśmy unikać barwników z grupy azowej. Na czerwono zaznaczyłam te barwniki, które należą do najbardziej niebezpiecznych lub podejrzanych. Warto właśnie na nich skupić uwagę, zapamiętać i unikać będąc na zakupach;
  • w przypadku barwników naturalnych unikajmy przede wszystkim: E173 aluminium; odmian karmelu czyli E150b, c oraz d; E160b - annato (w przypadku alergików).

źródło zdjęć : 1, 2, 3, 4, 5, 6

środa, 14 stycznia 2015

Więc chodź pomaluj mój świat...

Ach...my konsumenci… jesteśmy rozbieżnym bytem, wewnętrznie rozdartym pomiędzy oczekiwaniami
a preferencjami. Oczekujemy produktów (przynajmniej w większości przypadków) naturalnych i zdrowych, a preferujemy te lekko podrasowane barwnikami. Jest tutaj pewien konflikt pomiędzy naszą wiedzą i rozumkiem
a tym jak zostaliśmy zaprogramowani przez naturę by zwracać uwagę na to intensywnie kolorowe cudo! 





Barwa produktu odgrywa ogromne znaczenie w jego ocenie, ponieważ należy do jednego z pierwszych parametrów, który zostaje przez nas oceniany. A czy nie pierwsze wrażenie jest najczęściej decydujące? Zamysł natury był początkowo doskonały, mieliśmy zwracać uwagę i wybierać te najdorodniejsze, najbardziej dojrzałe warzywa i owoce. Jednak w epoce wysoko przetworzonych produktów takie podejście może być bardzo mylące, a nawet szkodliwe.
Wytłumaczę to na przykładzie jogurtu truskawkowego. Kupujemy owy jogurt, oczywiście chcemy by był intensywnie truskawkowy, w końcu mamy taaaakiego smaka na truskawki, a do czerwca jeszcze tak daleko!
W składzie niestety truskawek odnajdujemy kilka procent. To niestety za mało by nadać produktowi barwę
o pożądanej różowej intensywności. Producent dodaje więc truskawkowych aromatów by wzmocnić truskawkowy smak oraz oczywiście barwniki, by produkt był dla nas bardziej atrakcyjny. Zapewne po głowie krąży Wam proste pytanie: Dlaczego nie dodać po prostu więcej truskawek?


Odpowiedzi są bardzo proste: 

1. Barwniki są znacznie tańsze niż prawdziwe owoce. Wystarczy dodać kilka kropel by uzyskać pożądaną barwę. Im produkcja naszego jogurtu jest tańsza tym oczywiście zyski prawdopodobnie będą większe. Im produkt będzie tańszy tym więcej osób go kupi. Czyli pełnia szczęścia dla producenta. 
2. Generalnie nie czytamy etykiet produktów, nie zastanawiamy się czy 3% zawartość truskawek w jogurcie to mało czy dużo albo czy konieczne jest stosowanie w tym produkcie barwników. Skoro kupujemy dany produkt to oznacza, że nam on odpowiada, więc po co producent ma się wysilać. Ba! Nawet tracić pieniądze na to co nie zostanie przez jego klientów docenione lub nawet zauważone. 







Zdarzają się też przypadki, że podczas procesu wytwarzania barwa ulega zmianie np. pod wpływem pasteryzacji. Producenci są wtedy niejako zmuszeni do dodania barwników by przywrócić produktowi jego barwę. W końcu tego oczekują jego klienci. Chcemy żywej, świeżej barwy, a nie jakiejś tam mało intensywnej, wyglądającej jakby produkt swoje najlepsze dni miał dawno za sobą. 

 Dlaczego należy unikać barwników?

  •  Oczywiście nie wszystkie barwniki są dla nas szkodliwe. Istnieje dość długa lista barwników naturalnych, które mogą nawet korzystnie wpływać na nasze zdrowie. Dodatkowo, należy pamiętać,
    że producenci mają ustalone przez prawo limity i nie mogą bezkarnie kilogramami dosypywać niewiadomego pochodzenia barwników. Te które są dopuszczone do spożycia, w niewielkich ilościach z pewnością nam nie zaszkodzą. Jednak w dzisiejszym zanieczyszczonym środowisku, gdzie na co dzień spożywamy przetworzone produkty lepiej unikać tego co dodatkowo może nam zaszkodzić.
  • Niektóre barwniki wykazują działanie rakotwórcze oraz mogą być silnymi alergenami. Z tego powodu szczególnie powinniśmy unikać ich w diecie dzieci. Dodatkowo regularne spożywanie barwników przez dzieci może powodować ich nadpobudliwość oraz problemy z koncentracją. Niestety w produktach kierowanych do najmłodszych możemy spodziewać się całej palety syntetycznych barwników, dlatego ze szczególną uwagą powinniśmy zwracać uwagę na skład kupowanych dla nich produktów, zwłaszcza jeśli nasze dzieci są alergikami.
  • Barwniki z technologicznego punktu widzenia nie są niezbędne, nie poprawiają konsystencji, nie wpływają na trwałość produktu, ich zadaniem jest jedynie poprawienie lub zmiana barwy. Należy więc się zastanowić czy warto zatruwać swój organizm czymś zupełnie niepotrzebnym.
  • Dodawanie przez producenta barwników, często bywa po prostu próbą zatuszowania braków naturalnych składników. Idealnym przykładem jest wymieniony wcześniej jogurt z truskawkami. Skoro truskawek właściwie w nim nie ma to dlaczego jogurt ma posiadać jego barwę? Warto więc zastanowić się czy chcemy padać ofiarą „skąpstwa” producentów.



Warto uświadomić sobie, że barwniki to ta grupa dodatków do żywności, której dodawanie przez producentów jest poniekąd wymysłem konsumentów. Nie pełnią one innej funkcji poza poprawą wyglądu produktu, dlatego powinniśmy się zastanowić czy rzeczywiście ten dodatek jest niezbędny? Pamiętajmy, że to my kształtujemy rynek i od naszych preferencji zależą działania producentów.
Na tak zwanej liście składników E barwniki obecnie występują w przedziale od 100 do 181. Jeśli w składzie zobaczycie, któryś z tych kodów, niech w głowie zaświeci się Wam czerwona lampka i zastanówcie się czy rzeczywiście ten dodatek jest niezbędny i chcecie go w swoim pożywieniu. W następnym poście omówię barwniki, które są bezpieczne i naturalnego pochodzenia oraz te, których zdecydowanie powinniśmy unikać.

źródło zdjęć: 1, 2, 3, 4

niedziela, 11 stycznia 2015

Jak odróżnić czosnek polski od chińskiego

 Czosnek to bardzo zdrowe, niezwykle aromatyczne oraz smaczne warzywo. Jest rośliną znaną oraz uprawianą od tysięcy lat. Istnieje legenda, iż pierwsza główka czosnku wyrosła w miejscu gdzie szatan podczas opuszczania raju odbił ślad swojej stopy. 
Przez wiele wieków warkocze czosnku wieszane na zewnątrz domów chroniły ich mieszkańców przed demonami, wilkołakami oraz (modnymi ostatnio) wampirami. Trudno też wyobrazić sobie kuchnię nie tylko polską, ale i całą kuchnie śródziemnomorską bez tego fantastycznego warzywa. 



Coraz trudniej jest jednak kupić polski czosnek, ponieważ jest on powoli wypierany przez ten pochodzący z Chin. Pomimo uregulowań prawnych, które ograniczają wielkość importu tego warzywa, obecnie dominuje w polskich sklepach. Jest to niestety spowodowane ceną, ponieważ polski czosnek kosztuje około 1zł za główkę (lub więcej) natomiast chiński może być nawet 6-krotnie tańszy i dzięki temu handlowcy mogą narzucić na niego większą marżę. Ok., to skoro jest tańszy to dlaczego mielibyśmy kupować czosnek polski? Poniżej przedstawię Wam kilka przesłanek świadczących o znaczącej przewadze polskiego czosnku. 

Po pierwsze, chociaż nie najważniejsze, jest troska o nasze wspólne narodowe dobro. Skoro Polska słynie z czosnku, od pokoleń byliśmy nim karmieni, dlaczego teraz mamy kupować coś zupełnie obcego, skoro w naszych ogródkach rośnie pyszny i aromatyczny, nasz polski czosnek! 

Po drugie polski czosnek jest znacznie zdrowszy oraz bardziej aromatyczny od czosnku chińskiego. Im czosnek jest bardziej aromatyczny tym wyższa jest zawartość fitoncydów czyli związków o właściwościach bakteriobójczych, wirusobójczych, grzybobójczych czyli tych, dzięki którym szybciej wracamy do formy gdy dopadnie nas grypa. Zgodnie z polskim prawem nie można do uprawy czosnku stosować antybiotyków, co niestety w Chinach nie jest kwestią jakoś szczególnie uregulowaną. Czas transportu naszego czosnku z pola do sklepu jest znacznie krótszy i dlatego nie trzeba go dodatkowo konserwować. 

Warto też zaznaczyć, że w Chinach obowiązują nieco inne standardy higieniczne niż w Państwach Unii Europejskiej, dlatego na granicy przewożona partia musi być dodatkowo zdezynfekowana np. promieniowaniem gamma. Wszelkie zabiegi dezynfekcji czy konserwacji produktów zawsze negatywnie wpływają na jego wartość odżywczą. Nie chodzi o to, że chiński czosnek sam w sobie jest kiepskiej jakości. Jakość tego warzywa zależy od wielu czynników jak klimat, sposób uprawy, odmiana itd. Problemem jest przede wszystkim odległość jaką musi pokonać zanim trafi do naszego polskiego garnka. 



Polski czosnek jest po prostu smaczny, aromatyczny i najczęściej niezwykle ostry! Bez problemów po jego zjedzeniu odstraszymy nawet najbardziej krwiożerczego wampira albo chociaż komara… Niestety prawdopodobnie odstraszymy również potencjalnego amanta/chłopaka/kochanka, więc lepiej przed planowaną randką podarujmy sobie dania z dodatkiem tego warzywa. Niektórzy doradzają by po czosnkowych potrawach skonsumować natkę pietruszki, ale osobiście mam wrażenie, że ta metoda średnio działa. 

No dobrze, wiemy już że polski czosnek jest bezkonkurencyjnie najlepszy. Nie pozostaje nam nic innego jak po prostu go zakupić. Tylko jak to zrobić by przez pomyłkę nie kupić czosnku chińskiego i nie poczuć w ustach goryczy rozczarowania? :)
Sprawa niestety nie jest tak prosta, jak możemy przeczytać w wielu internetowych poradnikach. Jako, że jest to produkt naturalny jego cechy mogą się różnić w zależności od sposobu uprawy, odmiany, pory roku i wielu innych czynników. Czym zatem różni się nasz czosnek od chińskiego?

  • cena: generalizując chiński produkt będzie znacznie tańszy od polskiego, ale oczywiście należy uważać, bo przecież kto zabroni pani na targu sprzedać chiński czosnek w cenie polskiego? Jednak jeśli kupujemy w supermarkecie raczej możemy być pewni, ze droższy czosnek to ten z Polski. Dodatkowo w dużych sieciach sklepów produkty są odpowiednio oznaczone i z łatwością znajdziemy tam informację o kraju pochodzenia. wielkość: polski czosnek jest najczęściej znacznie mniejszy od chińskiego. Najczęściej, ale nie zawsze. Równie dobrze możemy spotkać się z główką gigant wyhodowaną na babcinej działce jak i maleństwem z chińskich upraw. Tak jak pisałam powyżej, jest to produkt naturalny i w obrębie nawet jednej partii nie znajdziemy dwóch identycznych sztuk. Warto też zaznaczyć, że odmiana zimowa czosnku polskiego jest mniejsza od odmiany letniej, dlatego zimą wypatrujmy na sklepowych półkach tych z pozoru mało dorodnych.
  • barwa: w tym aspekcie sprawa jest mocno skomplikowana, ponieważ czosnek ma wiele odmian i każda z nich może różnić się między sobą barwą. Najczęściej polski czosnek ma barwę skórki różową bądź fioletową lub chociaż widoczne fioletowe żyłki. Istnieją jednak również uprawiane w Polsce i takie odmiany, które posiadają białą barwę czyli wyglądają dokładnie tak jak importowany do Polski czosnek chiński. Obecnie kupując czosnek o fioletowej barwie mamy prawie pewność, że kupujemy polską odmianę (Uwaga! Na rynku dostępny jest również czosnek hiszpański o fioletowej barwie ponieważ według badań właśnie taki preferują Polacy.) Na przyszłość należy jednak mieć na uwadze, ze jeśli będziemy kupować jedynie fioletowe odmiany, to wkrótce i z Chin takie będą sprowadzane. Zaglądając jeszcze na polskie pola warto zapamiętać, że w przypadku odmian o barwie fioletowej, im kolor ten jest bardziej intensywny tym czosnek jest bardziej wartościowy. Odmiany zimowe polskiego czosnku mają ciemniejszą barwę, niż odmiany letnie. Co ciekawe, odmiany ozime są niejako bardziej skondensowane w smaku oraz mają więcej wartości odżywczych niż te uprawiane latem. Podsumowując, przy wyborze czosnku miejmy więc na uwadze, iż biały kolor wcale nie musi być jednoznacznie powiązany z krajem pochodzenia.
  • zapach: oczywiście polski czosnek jest znaczniej bardziej aromatyczny, zapach chińskiego czosnku jest czasem w ogóle nie wyczuwalny.
  • czosnek chiński jest podatny na pleśnienie lub gnicie, polski natomiast najczęściej z powodu starości usycha lub zaczyna kiełkować. Wiele zależy również od warunków przechowywania (wilgotność i temperatura) Tylko o tym czy czosnek zgnije, dowiemy się dopiero po jakimś czasie w domu, a wtedy zapewne będzie nam obojętne czy zgnił czosnek polski czy też chiński :) . Co ciekawe chiński czosnek nie kiełkuje, co prawdopodobnie jest spowodowane przez stosowane podczas uprawy środki chemiczne np. pestycydy oraz środki konserwujące stosowane na czas transportu. W końcu możemy sobie jedynie wyobrazić rozczarowanie i wielkość strat gdyby do polskiego dystrybutora dostarczone zostały kiełkujące główki czosnku.

Jak widzicie wybór wcale nie jest prosty, a różnica w produkcie ogromna. Ze swojej strony polecam zakup czosnku u naprawdę zaufanych sprzedawców lub w supermarketach, gdzie produkt będzie dobrze oznaczony. Mam nadzieję, ze przekonałam Was do zakupu polskich odmian czosnku. W tym przypadku naprawdę warto nieco więcej zapłacić :) .

źródło zdjęć : 1,2,3

niedziela, 4 stycznia 2015

Przyprawy, które pomogą nam przezimować

Za oknem mroźno i zimowo… i nie da się ukryć, że jest po prostu nie zbyt miło, zimno i ponuro.. po powrocie do domu chcemy jak najszybciej się rozgrzać.. zjeść pyszny rozgrzewający posiłek lub wypić gorącą herbatę. Aby efekt rozgrzewający był lepszy warto do przygotowywanego posiłku dodać przyprawy, które nie tylko doskonale nas rozgrzeją, ale również wzmocnią odporność.




Zatem jakich przypraw powinniśmy używać  w zimne dni?

Imbir – dzięki dużej zawartości olejków eterycznych jest doskonałą przyprawą na zimowe dni. Nie tylko szybko nas rozgrzeje, ale także wzmocni organizm w walce z drobnoustrojami. Doskonale smakuje herbata z dodatkiem wkrojonych plastrów imbiru, rozgrzeje nas znacznie szybciej niż słynna herbata z cytryną. Należy pamiętać, iż cytryna, jak wszystkie cytrusy, ma właściwości wychładzające organizm. Imbir posiada cały szereg dobrze wpływających organizm cech, ale dziś skupmy się na jego właściwościach rozgrzewających i wzmacniających odporność. Imbir doskonale sprawdzi się przy bólach gardła, ma właściwości odkażające dlatego żucie kawałka obranego imbiru szybko doprowadzi wasze gardło do stanu używalności (przetestowałam tą metodę na sobie już wiele razy) Co ważne, imbir jest łagodny dla żołądka i nie podrażnia go jak np. czosnek, dodatkowo odświeża oddech, czego nie można powiedzieć o czosnku… Jeśli zależy nam na właściwościach przeciwzapalnych imbiru, lepiej kupować imbir świeży (suszony lepiej sprawdzi się w przypadku złego trawienia, braku apetytu, wzdęciach). Imbir ma na nas tak dobry wpływ dzięki zawartości olejków eterycznych ( zingiberen, gingerol, zingiberol). To właśnie one nadają charakterystyczny smak i zapach tej przyprawy. Gdy kupujemy świeży imbir wybierajmy jędrne, czyste kawałki, zwracajmy przede wszystkim uwagę na końcówki by nie były uszkodzone a jeśli są ułamane zwróćmy uwagę by były delikatnie wysuszone ale bez śladu pleśni.


Chili – to przyprawa, po którą intuicyjnie sięgamy w porze zimowej. Swoje mocno rozgrzewające właściwości zawdzięcza związkowi chemicznemu o nazwie kapsaicyna . Kapsaicyna przyspiesza bicie serca, rozszerza naczynia krwionośne, dzięki czemu poprawia się nasze krążenie i szybko się rozgrzewamy. To właśnie kapsaicyna odpowiada za pikantny smak papryczek chili - im większa zawartość kapsaicyny w papryczce tym oczywiście papryczka jest bardziej pikantna. Do oceny poziomu pikantności używa się skali SHU (jednostka ostrości Scoville'a) w przypadku papryki najbardziej pikantną odmianą jest Carolina Reaper wyhodowana w Południowej Karolinie i jest ona około 40 razy bardziej pikantna od klasycznej papryczki chili, dla przeciętnego konsumenta zjedzenie tej odmiany papryczki mogłoby się skończyć omdleniem, wizytą w szpitalu lub nawet śmiercią. W zbyt dużych ilościach kapsaicyna jest silną trucizną powodującą u człowieka problemy z oddychaniem, konwulsje itd. Spokojnie jednak możemy używać powszechnie dostępnych w sklepach odmian papryczek chili, bez obawy o nasze życie :), wręcz przeciwnie ta ostra przyprawa wpływa korzystnie na nasze zdrowie, jest silnym środkiem przeciwnowotworowym, przeciwbólowym oraz oczywiście rozgrzewającym. 

Jeśli zdarzy się Wam przesadzić z ilością chili w potrawie i w ustach poczujecie " żywy ogień" pamiętajcie, że przepłukanie ust wodą niewiele pomoże ponieważ kapsaicyna nie rozpuszcza się w wodzie. By pozbyć się upiornego palenia należy przepłukać usta czymś co zawiera w swoim składzie tłuszcz (np. olej lub pełnotłuste mleko) lub alkohol (tak, w tym przypadku alkohol szybko przyniesie ulgę...)







Cynamon - to wysuszona kora drzewa cynamonowego. Jest to bardzo popularna przyprawa nieodłącznie kojarząca się nam z zimą i szarlotką. Najbardziej cenioną i przy tym najdroższą jest odmiana cejlońska, natomiast cynamon najbardziej popularny, który zwykle kupujemy w skelpach to odmiana o nazwie Cassia. Kora cynamonowa zawiera olejki eteryczne, w skład których wchodzą głównie związki o nazwie eugenol,aldehyd cynamonowy oraz linalol. Eugenol ma właściwości przeiwzapalne i przeciwbólowe, używany jest nawet w stomatologii. Aldehyd cynamonowy działa antybakteryjnie i jest naturalnym konserwantem. Działanie rozgrzewające oraz przeciwzapalne cynamonu można przypisać linalolowi. Dodanie do grzańca cynamonu, wzmacnia działanie tej przyprawy, ponieważ niektóre związki są lepiej rozpuszczalne w alkoholu.Ciepły i słodki zapach cynamonu doskonale ukoi nasze zmysły w zimowe dni, warto otoczyć się nim używając cynamonu jako dodatku do kąpieli lub w postaci olejku eterycznego do odświeżania powietrza w domu.


Goździki -  to pączki kwiatowe drzewa goździkowego, charakteryzują się wysoką zawartością olejków eterycznych. Wzmacniają układ odpornościowy, rozgrzewają i chronią przez atakiem drobnoustrojów. Goździki zawierają olejek eteryczny o nazwie eugenol, który wykazuje szereg prozdrowotnych właściwości, jest silnym środkiem odkażającym i znieczulającym
Żucie goździków działa niczym tabletki na gardło, dezynfekując błonę śluzową i ograniczając ryzyko rozprzestrzeniania się infekcji np. na zatoki. Goździki wykazują również właściwości wykrztuśne. Należy pamiętać, że jest to przyprawa o jednym z najsilniejszych właściwości antyutleniających czyli przeciwdziałających przedwczesnemu starzeniu się komórek oraz powstawaniu nowotworów. Szczególnie warto właśnie tę przyprawę na stałe wprowadzić do naszej diety i cieszyć się długim zdrowiem :)


Kurkuma - to kolejna niezwykle zdrowa przyprawa, która absolutnie powinna zagościć na naszych talerzach. Niech na jej korzyść przemówi fakt, że w Indiach gdzie jest regularnie spożywana, zachorowalność na raka jest kilkakrotnie niższa niż w krajach zachodnich. Dodatkowo kurkuma poprawia trawienie oraz ma właściwości przeciwzapalne. To również doskonały barwnik (kurkumina), który z powodzeniem możemy dodawać do różnych potraw by dodać im apetyczny żółty kolor. Coraz częściej producenci dodają też kurkuminę do swoich produktów by np. podkręcić "jajeczny" kolor. Jest to pewnego rodzaju wizualne oszustwu, ale kurkuma jest tak zdrowa że tym razem wybaczamy :) Kurkuma jest składnikiem popularnej mieszanki przypraw o nazwie curry, jest jej jednak tam tylko ok. 20% więc jeżeli gotujemy w stylu azjatyckim, warto od siebie dosypać jeszcze czystej kurkumy. By kurkuma była przez nas dobrze przyswojona musimy ją spożyć w towarzystwie tłuszczów lub papryki.


Przepis

Herbata - grzaniec ( 4 porcje)




Składniki
  • 1 litr wody
  • 2 łyżki czarnej herbaty liściastej
  • ok. pół szklanki suszonych owoców ( np. żurawina, morele, śliwki, rodzynki) grubo posiekane
  • 2 łyżeczki goździków
  • pół łyżeczki cynamonu w proszku
  • skórka z wyszorowanej lub najlepiej ekologicznej pomarańczy, pokrojona na cienkie plastry
  • 2 cm imbiru, pokrojonego na cienkie plasterki
  • kawałek gazy
Przygotowanie

Wodę doprowadzamy w rondelku do wrzenia. W czasie w gdy woda się zagotowuje na rozłożoną gazę kładziemy herbatę, owoce, skórkę pomarańczową oraz przyprawy i związujemy gazę, tak by zawartość nie była ściśnięta. Tak przygotowaną gazę wkładamy do zagotowanej wody, wyłączamy ogień i zostawiamy pod przykryciem na ok. 5 minut. Po tym czasie wyciągamy gazę, rozlewamy do kubków i pijemy gdy napar jest gorący. Można oczywiście herbatę dosłodzić, ja polecam konfiturę malinową. 

Smacznego!

źródło zdjęć: 123